sobota, 27 kwietnia 2013

27.04.2013 Fashion Weak.


Cześć,
Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że Łodzi Fashion Week będzie idealnym tematem do rozpoczęcia mojego nowego bloga. Prawdę powiedziawszy chyba nie mogłem trafić gorzej.

Piątkowy wieczór, zmęczony po podróży (serdeczne pozdrowienia dla PKP) udałem się po moje zaproszenia na ul. Tymienieckiego. Ktoś może zapytać, dlaczego wyczerpany i pognieciony poszedłem do „ostoi stylu i szyku” po wejściówki. Odpowiedź jest prosta. W tym roku organizatorzy podzielili imprezę na dwie lokalizacje. Pokazy Off odbywały się na ul.Pomorskiej, a „te lepsze pokazy” i Showroom znajdowały się na ul.Tymonieckiego.
Chcąc w sobotę rano zacząć od Off-ów musiałbym się udać najpierw na Tymonieckiego gdzie jest recepcja, a później na drugi koniec miasta na Pomorską, a po prezentacji ponownie na tę pierwszą. Z mojego punktu widzenia, logistyczna porażka ze strony organizatorów.

Ponownie poczułem ten dreszczyk emocji jak rok temu po przekroczeniu progu białego namiotu. Masa kolorowych i różnych ludzi. Jednych bardziej podobnych do swojego gatunku i płci, drugich mniej.
Modę należy rozumieć, jednak również trzeba wiedzieć jak się z nią obchodzić. W paru przypadkach miałem pewne zastrzeżenia, jednak nie jest z wykształcenia krytykiem modowym dlatego trzymam się zasady „milczenie jest złotem, jeśli nie chcesz dostać w twarz”.
Wracając do tematu, mój plan na sobotę uległ modyfikacjom jak to zwykle bywa. Korzystając z okazji odwiedzenia włókienniczej stolicy Polski miałem kilka bardzo ciekawych spotkań, co uniemożliwiło mi udział w pokazach Off.

Cały dzień na nogach lub w tramwaju (przy okazji, dlaczego w Łodzi nie ma biletomatów? Niby drobnostka, a jak ułatwiłaby życie) z pustym żołądkiem, skonany udałem się do wcześniej wspomnianej ostoi.
Pomyślałem: - Całe pół roku na to czekałem. Moda. Dużo mody. Trzeba brać garściami i nałapać tyle inspiracji ile się tylko da.
Z uśmiechem na twarzy po raz kolejny przekraczam ów „magiczny próg” dobrowolnie oddając się prądowi.
Nie minęło kilka sekund, a zderzyłem się z rzeczywistością, a dokładniej z tłumem ludzi i kompletną dezorganizacją.
Pierwsze spostrzeżenie: dlaczego tyle osób ma lewe wejściówki upoważniające prawie do wszystkiego. Czy ktoś to kontrolował? Czy może rzucono w tłum krzycząc „bierzta co chceta” !
Masa gimnazjalistek z plakietkami „obsługa techniczna” lub „support”. Nie zabraniam młodym ludziom interesować się modą, ba, wspieram ich jak tylko mogę, jednak moim zdaniem jakakolwiek selekcja powinna istnieć. Wyznaję zasadę jakości, a nie ilości. Wolałbym zaprosić kilku rzetelnych modowych dziennikarzy i krytyków, którzy stworzą fantastyczne artykuły, niż bandę nastolatek, które jedynie co robią to zdjęcia na pseudo ściance. Jak przez to nas będą postrzegać zagraniczne media? Było mi żal, że po raz kolejny Polska nie traktuje mody na poważnie.

Miałem kilkanaście minut przed pokazem Michała Szulca, dlatego zacząłem zwiedzać showroom. Będąc szczery, w kilku przypadkach byłem pozytywnie zaskoczony. W końcu coś świeżego, klasycznego, a nie krzyczącego „patrz na mnie, mam bluzę z wielką fotografią kota na psychodelicznym tle”.
Zgodnie z zapowiedzią konferansjera pokaz miał się zacząć za kilka minut udałem się posłusznie na widownie. Zanim to jednak nastąpiło należało poczekać dobrą chwilę w tłumie ciasno upakowanych ludzi, który był pod kontrolą zaledwie dwóch ochroniarzy. Savoir vivre tutaj to tylko dwa słowa, które nic nie znaczą.

Z natury jestem człowiekiem bardzo wyrozumiałym i cierpliwym, jednak tym razem przerosło mnie to.

Światła zgasły, a na ekranie pojawił się napis: *no show today.
Pomyślałem- fajne ironiczne rozpoczęcie. W tym momencie z nad mojej głowy wystartowało coś na wzór zdalnie sterowanego samolotu z wmontowaną kamerą. Technologia wpleciona w modę. MCQ by się ucieszył. Kiedy pierwsza modelka wyszła zrozumiałem, że tutaj technologia się skończyła.
Modelka za modelką, a latające „coś” wciąż krążyło nad moją głową podnosząc poziom mojej irytacji i odwracając uwagę od pokazu.
W międzyczasie myślałem „a co by było gdyby to latajace urządzenie spadło na czyjąś głowę?”
Obserwując wybieg w międzyczasie oderwałem oczy na krótką chwilę i rozejrzałem się po widowni. To co ujrzałem skwitowałem krótkim słowem. Podpowiem, że rozpoczyna się na literę „k”.
Podejrzewam iż 4/5 publiczności była skupiona na czymś innym niż powinna. Reszta gawędziła, robiła sobie nawzajem zdjęcia, korzystała z laptopów, ba, nawet rozmawiała przez telefon. W mojej głowie pojawiło się kolejne pytanie: „jeśli ich to nie interesuje, w takim razie po co tutaj przyszli”. Kompletny brak szacunku wobec projektanta. 

Kolejny pokaz. Natalia Jaroszewska. Podczas zeszłej edycji FW miałem zaszczyt i przyjemność poznać osobiście projektantkę której twórczość zawsze lubiłem i szanowałem.
Odstałem swoje w tłumie, po czym przyszło mi siedzieć na brudnych schodach. Litości. To aż tak trudne wydać tyle zaproszeń ile jest miejsc na widowni?

Mimo, iż mogłem zostać na kolejnych pokazach- odpuściłem i ze spuszczoną głową udałem się ku wyjściu. Wyszedłem z założenia, że przyjemniej będzie się to oglądać w domowym zaciszu na wyświetlaczu laptopa.
Ktoś może zarzucić, że w domu nie ma „tej” atmosfery. Skwituję: z podobną atmosferą mam do czynienia jadąc w zatłoczonym autobusie w ciepły sierpniowy dzień. Żadna przyjemność.

Aby nie być takim negatywnie nastawionym gburem dodam, że bardzo mi się podobała wystawa zdjęć. Fotografie Hanny Komasińskiej oraz Pauliny Wierzgacz wywarły na mnie ogromne wrażenie. Gołym okiem widać, że kochają to co robią i wkładają całe serce w swoją pracę.

Podsumowując dochodzę do wniosku, że Fashion Week to niestety Fashion Weak. Moda nie gra tutaj pierwszych skrzypiec. Zdaję sobie sprawę, że to hipokryzja, ale takie odniosłem wrażenie. Nie mogę doczekać się chwili, kiedy moda zacznie się bronić w Polsce i przemówi donośnym głosem dorównując światowym standardom.

Co do recenzji z pokazów, zapraszam w przyszłym tygodniu.
Pozdrawiam,
SG.
Ps. Pytanie od publiczności: Masz jakieś zdjęcia?
Ja: Nie chciało mi się wyciągnąć aparatu.


Hi there,
I do not know why, but it seemed to me that the Łódź Fashion Week is the perfect theme to start my new blog. To tell the truth I do not think I could be worse.

Friday evening, tired after the journey (greetings to the PKP) I went to get my invitations on the street. Tymienieckiego.
Again, I felt the thrill as a year ago, after crossing the threshold of a white tent. Ground color and different people. Some were more similar to their own species and gender, others less.
Fashions should be understood, however, also need to know how to handle it. In a few cases, I had some reservations, however, is not a trained fashion critic why I stick to the principle of "silence is golden, if you do not want to be punched".
Returning to the topic, my plan for Saturday has modified as usual. I take this opportunity to visit the capital of Polish textile had some very interesting meetings, which prevented me from participation in the shows off.

The whole day on your feet or on the tram (by the way, why the Łódz does not have ticket machines? Apparently nothing, and as facilitate life) on an empty stomach, whacked, I went to the aforementioned stand.
I thought: - The whole six months that I've been waiting for. Fashion. Lots of fashion. You have to take handfuls of inspiration and catch as many as we can.
With a smile on his face once again cross the "magic threshold" voluntarily giving up the current.
It did not take a few seconds and collided with reality, and more specifically with the crowd and complete disorganization.
First observation: why do so many people have left passes authorizing almost everything. Did anyone monitor? Can thrown into the crowd shouting "SALE"!
Weight teenagers with badges "support" or "support". I do not forbid young people interested in fashion, indeed, support them as much as I can, but I think there should be any selection. We acknowledge the principle of quality rather than quantity. I'd invite a few reliable fashion journalists and critics who create fantastic articles, than a bunch of teenage girls who take it only photos on a pseudo panel. I was disappointed that once again Poland does not take fashion seriously.

I had a few minutes before the Michał’s Szulc show, so I started to take a round in  the showroom. Being honest, in some cases, I was pleasantly surprised. Finally something fresh, classic, and not screaming "look at me, I have a sweatshirt with a large photograph of a cat on a psychedelic background."
According to the announcement show was about to begin in a few minutes I went obediently to the audience. Even before that had to wait a good while in the tightly packed crowd of people who were under the control of just two bodyguards. Savoir vivre here are two words that do not mean anything.

I am very tolerant and patient, but this time I was overwhelmed.

The lights went out and the screen shows the message: * no show today.
I thought-cool ironic start. At this moment something like a remote-controlled aircraft with the built camera got in the air. Technology woven into fashion. MCQ would be pleased. When the first model came out, I realized that technology is over here.
Model after model, a flying "something" still was flying over my head raising my annoyance and attention away from the show.
In the meantime, I thought "what would happen if this flying machine fell on someone's head?"
Observing the run in the meantime I tore my eyes for a moment and looked around the audience. This is what I saw summed short word. It begins with the letter "f".
I suspect that one fifth of the audience was focused on something other than it should be. The rest was chatting, doing each other's photos, use of laptops, nay, even the phone. In my head there was another question: "If they're not interested, then why come here." The complete lack of respect for the designer.

The next show. Natalia Jaroszewska. Durring last edition of FW I met personally her whose work I've always liked and respected.
After standinf in the crowd, I had to sit on the dirty stairs. Pitty. It's so hard to print as much invitations as there are seats in the audience?

I  gave up and went toward the exit. I assumed that it would be better to watch it at home on a laptop screen.
Anyone can accuse that the house does not have "the" atmosphere. I would say: I have a similar atmosphere in a crowded bus on a warm August day. Such a fun.

To not be such a negative adjusted boor add that I thoroughly enjoyed an exhibition of photographs. Hanna’s Komasinska and Paulina’s Wierzgacz photographs had huge impression on me. I could see that they love what they do and put their heart into their work.

To sum up, I conclude that Fashion Week is unfortunately Fashion Weak. Fashion is not the most important issue. I realize that it is hypocritical, but that was my impression. I cannot wait for the moment when the fashion begins to defend Poland and speak in a loud voice, matching international standards.

As for the reviews of the shows, come next week.
Regards,
SG.
Ps. Question from the audience: Do you have any pictures?
Me: Are you f*** kidding me?

3 komentarze:

  1. rany,po przeczytaniu Twojego wpisu nie żałuję ,że w tym roku wybrałam MATURĘ zamiast FASHION WEAK :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden z moich znajomych obecnych na Fashion Weeku pisał na swoim profilu na Facebooku, że podczas jednego z pokazów projektanci marki BOHOBOCO musieli siedzieć na schodach, podczas gdy blogerzy rozpychali się w pierwszych rzędach - ot polska organizacja niestety :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przykro słyszeć, że brak organizacji nie ominął nawet (a może zwłaszcza?) Fashion Weeka. Nigdy nie miałam okazji tam być, chociaż się przymierzałam kilka razy. No cóż, czekam na dalsze recenzje ;) Może coś mnie przekona i następnym razem się wybiorę osobiście :)

    OdpowiedzUsuń